Patrząc na zdjęcia wnętrz innych "zbieraków" mam wrażenie, że u mnie to tak ubogo pod tym względem. Nie mam tysiąca lampionów, w salonie. W kuchni jest blat roboczy tylko w 80 % zastawiony. W sypialni fakt, ilość poduszek może przerażać za to w łazience nie ma nawet pół durnostojki (pewnie dlatego, że jeszcze łazienka w remoncie).
Lubię się otaczać przedmiotami pięknymi, nietuzinkowymi. Nie są to kolekcje znanych marek. Większość rzeczy to skarby z targu staroci lub wyszukane na internetowych wyprzedażach.
Nie ważne że pozornie nic do siebie nie pasuje. Nie ważne, że każdy z gości je na innym talerzu i pije w innym kubeczku.
Mam zastawę świąteczną- wiadomo, wypada w Wigilię na białych talerzach zjeść. Ale coraz większą mam ochotę zaszaleć. Stworzyć zbierakową zastawę na 12 osób. Inną na zimowe święta, inną na wiosenne. Mam już gdzie to wszystko trzymać. Kredens gotowy.
Sezon na pchle targi rozpoczęliśmy ze śmietankowym mężem już miesiąc temu. Wiadomo biznes. Odnawiamy starocie, szukamy nietuzinkowych rzeczy do sklepu. Jednak ostatnia wyprawa mocno mnie przygnębiła. Nawiozłam mnóstwo pięknych rzeczy- wszystko sprzedałam. Nic dla siebie nie zostawiłam. Nie kupiłam tego pięknego stolika za grosze, by odmalować go i postawić w miejscu, które tak bardzo bije mnie pustką po oczach. Nie kupiłam starej drabiny, o której tak strasznie marzę by zawisła na ścianie. Ominęłam stary wózek , który w przyszłości pięknie w ogrodzie by wyglądał.
Kolejna wyprawa na łowy będzie inna. Mam wielką ochotę wreszcie o sobie pomyśleć, o domu moim. Potrzebuję szafeczki na książki, stolika/pomocnika, jeszcze jednej ławy-małej. Pilnie obrazków na ścianę mi trzeba.
Giełdy mają w sobie coś fajnego. Można polować jak zwierz, można się targować. Znaleźć takie rzeczy można, że nawet się nie śniły.
Niebawem będę miała jeszcze jedną przyjemność. Rozbiórkę starej kuźni. Liczę na fajerwerki z tej okazji.
I mieszkam sobie w tym moim nowym-starym domu. Mam kredens, mam ławę. Filiżanki w kwiatki wylewają się z szafek, obrusy i serwety wystają z bieliźniarki. Książki uśmiechają się do mnie z szafki zrobionej ze starej szpuli po kablach.
Myślę już o ogrodzie co to powstanie dopiero za parę sezonów. Intensywnie wizualizuję już tą kamienną, letnią kuchnię. Na murowanych półkach znów staną skarby, kanki i dzbany. Z belek zwisać będą zasuszone zioła i bukiety polnych kwiatów. Lampiony będą oświetlać wieczorne, letnie biesiadowanie.
I każdy ten szczegół, ten mały detal przykuwa mą uwagę, patrzę na niego, uśmiecham się. Dekoracje tworzą wnętrze, podobno. Chyba prawda to jest.
No ta ławeczka jest genialna ;)) Pozdrowienia dziewczyny.
OdpowiedzUsuńDetale zawsze "robią" wnętrze. Teraz staram się dbać o to, aby faktycznie mój dom zachęcał do przebywania w nim.
OdpowiedzUsuńTe mebelki :) Piękne są i kolorowe. Przypominają wyposażenie domów wiejskich dawnej polski... zresztą, diabeł tkwi w szczegółach, prawda? Czasami mała przestrzeń subtelnie ożywiona potrafi być przytulna :) Mój luby jest architektem, także coś tam wiem :) Fajny blog, zapraszam też do mnie https://toruniankapl.wordpress.com :)
OdpowiedzUsuńSielsko, wiosennie, wesoło u Was. Bardzo mi się podoba. Kubeczki przygarnęłabym:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nooo świetna ława, baaardzo stylowa
OdpowiedzUsuńTo detale dodają każdemu wnętrzu uroku i stylu. To ważne, by o nie zadbać. Również uwielbiam buszować po pchlich targach. Można tam wyrwać prawdziwe cudeńka, które sprawiają, że wnętrze zmienia swój charakter. :)
OdpowiedzUsuńRównież się zgadzam, że detale we wnętrzach są bardzo istotną kwestią. Mimo wszystko budując dom warto przede wszystkim zadbać o to, aby był funkcjonalny. Z tego powodu warto rozważyć np. zakup markizy solarnej, która chroni poddasze przed nagrzewaniem się.
OdpowiedzUsuń